Archiwum luty 2004, strona 2


Ekshibicjonizm emocjonalny
Autor: magrat
07 lutego 2004, 21:02

       Taa... może i jest to trochę ekshibicjonistyczne, ale tak poza tym to ze mną wszystko w porządku (no dobra.. prawie, ale nie czepiajmy się szczegółów ) A propos... ostatnio dziwna, dziiiwna sytuacja miała miejsce - dotyczyła ona mojej osoby, wiec mnie zaitrygowała :) Siedzielismy sobie ze znajomymi z roku - jak zwykle z piwem (jak to na dobrych studentów przystało), dyskutując na tematy nie koniecznie związane z historią. Koleżanka Ula opowiadała o swojej i Przemka chrześnicy - że jaka to ona pyskata, i bezczelna potrafi być i że normalnie ma tupet ,a w ogóle to ta dzisiejsza młodzież... Postanowiłam więc pochwalić się, jakie ze mnie było dobre dziecko i oznjamilam głosno, że -" Ja to byłam taka grzeczna zawsze, miła.... i nigdy nie sprawiałam problemów... No i nagle - zapanowała kompletna cisza, urwały sie dyskusje toczone obok i wszyscy spojrzeli na mnie, zwłaszcza Przemek i jeszcze dodał - " taak? A nie wyglądasz..." (!?).  Trochę dziwnie się poczułam, JA? nie wyglądam?

     Jednak się będę musiała pilnować, żeby czasem nie przesadzić z tą szczerością i wywnętrznianiem się - bo to się jeszcze źle skończy...
   
     A tak poza tym, to czuję się dziś calkiem w porządku - mam na myśli psychikę. Właściwie, to nawet posunę się do stwierdzenia, że czuję sięświetnie.

P.S. Droga Olu poradzilam sobie bez prozacu i dropsów z dopaminą (jakoś sama sie wytworzyła - pewnie przez tą czekoladę i optymistyczną muzę). 

 

     Także jest git (choć nie łudzę się, że to będzie wiecznie trwało, pewnie będzie regresja i wtedy sobie trochę pomarudzę) 3mam się (i nie puszczam ;) za Twą radą Aniu, mam nadzieję, że sama też się do niej stosujesz.*
     Trzeba będzie się jednak w końcu pouczyć łaciny i przygotować do zajęć ale to poóóóźźnieej, zjazd dopiero za tydzień - jak mawia Marta - żyjmy chwilą, pomartwimy się potem (Tylko cholera, żeby to nie było za późno)

___________________

*chodzi mi oczywiście o to by, się trzymać i organizować czas, a nie o puszczanie się ;)

Strzeżcie się MATIZA...
Autor: magrat
07 lutego 2004, 14:36

      Własnie wróciłam z wykładu z teorii nauki jazdy. Było całkiem znośnie, zwłaszcza, że byłam tylko na jednym, a teraz od czwartku (dopiero) mam jazdy. Zapisałam się na godzine 8.00 rano (sic!) co mnie podkusiło - naprawdę nie wiem. Będę kompletnie nieprzytomna i jak zajarze cokolwiek z tego, co będzie mówił do mnie instruktor - będzie to niewątpliwym sukcesem. Znana jestem niestety z tego (i to nie tylko w pracy), że mam "małe" problemy z wczesnym wstawaniem (wczesnym - patrz przed 9.00), a co za tym idzie totalne rozkojarzenie, senność oraz kryzys tożsamości w godzinach porannych. Obawiam się, że bez 2 mocnych kaw się nie obędzie - jeśli nie mam zamiaru spowodować jakichś śmiertelnych zdarzeń na drodze. Także- Mieszkańcy Wrocławia zachowajcie szczególną ostrżność na drogach w czwartek - w godzinach porannych!

     Cały pomysł z zapisaniem się na kurs ma także, jak wszystko ostatnio w moim życiu, wiele powodów:

 Primo - miałam zrobić to już dawno, ale odkładałam głównie z braku czasu, a teraz nadarzyła się okazja z racji przymusowego urlopu w pracy. Secundo - to część terapii pt. "zająć się czymś-nie myśleć-zapomnieć". Tertio - namówiła mnie Ewa, która rownież się zapisała zaalarmowana zbliżającą się zmianą przepisów (to już w marcu).

     A wczoraj... zaskoczyła mnie wiadomość na gadu od dawno nie widzianego i nie odzywającego się znajomego R. (jeszcze z podstawówki). Porozmawiałam z nim jakies 1,5h i przedstawiłam mrożącą krew w żyłach historię napadu, na nasza wspólną koleżankę Anię. ( a było to tak: wracała do domu kolo 5.00 rano - pierwszym dziennym tramwajem- gdy wysiadła na przystanku- wysiadla za nią parka (chłopak z dziewczyną) i poszli za nią w kierunku jej bloku. Gdy dotarła już prawie do bramy zagrodzili jej drogę - koleś wyjął strzykawkę - powiedział, że to jego krew i że ma HIfa. Następnie dali jej wybór - zdrowie - albo komórka. Oczywiście wybrała utratę telefonu - i byli na tyle "mili", że oddali jej kartę SIM. )

     Po prostu zgroza i shock with terror!!! Aż strach się bać wychodząc z domu wieczorem. Można mówić, że niby miała szczęście, że mogło jej się stać coś gorszego... Świat to dżungla, ale nie musimy się na to godzić (jeden znajomy namawiał mnie nawet na kursy samoobrony, na razie myślę o jakimś gazie, czy czymś takim).A w ogóle poczucie bezpieczeństwa jest jednym z podstawowych warunków prawidłowego funkcjonowania każdego człowieka, więc jak tego nie będę miała, to nie wiem co sie stanie bo i tak mam już mnóstwo problemów z tym prawidłowym funkcjonowaniem. )
      Kolega R, kiedy się o całym zdarzeniu dowiedział oczywiście też zaofiarował się, że będzie pił tylko colę i w razie czego - służy samochodem (niech sie nie zdziwi jak kiedyś faktycznie zadzwonię o 4.00 w nocy - heh). Nawet chciał mnie manewrów uczyć, ale hmm.. co prawda wspominał coś, że mogłabym mu się odwdzięczyć, że niby coś z sexualnym podtekstem... ale mam nadzieje, że żartował - ee... chyba(?!) z facetami to nigdy nic nie wiadomo, co oni tam sobie roją w tych głowach :. Poza tym oblewał wczoraj zdany egzamin praktyczny z jazdy i niedlugo dostanie prawko - takiemu to dobrze.. eh.. przede mną jeszcze dluuga droga.

Tak z rozpędu...
Autor: magrat
06 lutego 2004, 15:19



       Być może nawet wieczorem jeszcze coś naskrobię ( pod warunkiem, że się do komputera dopcham, co moze być calkiem prawdopodobne, gdyż ostatnio mój brat nie przesiaduje przy nim całych dni, jego głównym zajęciem stało sie spanie - hmm.. depresja, zalamanie nerwowe, ogólna totalna niemoc..? nie wiem, ale to prawdopodobne. Problem tu stanowi również mój kochany tatuś, który poznał możliwości internetu związane z giełdą i teraz gdy tylko jest w domu pragnie mieć nieprzerwany z nią kontakt. Mama też w sumie jest zagrożeniem i najgorsze jest to, że to nie internet stanowi jej fascynację a coś, co jest grą tak nudną dla mnie, że grając w nią nie wytrzymuję dłużej niż 5 min - chodzi tu o KULKI.. hm.... no ale "każdy ma jakiegoś bzika...")

   ALLE! Zacznijmy od powolnego wyjaśniania o jaki problem chodzi (to ten jeden z glównych, przez które zaczęłam pisać). Nie będę orginalna (zresztą wcale nie zamierzam) - chodzi tu o nieodwzajemnione uczucie (wlaściwie nie mam do końca pewności, czy jest ono fascynacją, zauroczeniem czy tym najgorszym, co mogło się mi w tym przypadku przytrafić). Pisanie ma mnie zająć, nie pozwolić mi dusić tego w sobie i przede wszystkim nie zanudzać moich znajomych i przyjaciół tym smęceniem (chociaż się nie skarżą - ale kto ich tam wie, może chcą być uprzejmi (?)...) Tak naprawdę to wcale nie mówię o tym zbyt często, a zwłaszcza zbyt wielu ludziom, gdyż czuję się przez TĄ całą sytuację i tak trochę upokorzona a mówiąc o tym - nawet najbliższym - mam wrażenie, jakbym traciła mizerne resztki godności.

     Jeśli chodzi o NIEGO i TĄ całą sytuację to jakoś sobie w końcu zaczynam radzić. Są dni lepsze - wtedy gdy udaje mi się o NIM nie myśleć dłużej niż przez godzinę i takie, w które nie mogę się skupić przez to na najprostszych czynnościach, nie mówiąc o nauce (notabene - przez to zawaliłam ostatnie koło z łaciny :/) Generalnie sytuacja ma się tak, że (jak to mawia Arletta - kol. z pracy) wszystko wraca jak BUMERANG.

     Np. wczoraj.. cały dzień upłynął mi spokojnie, na słodkim lenistwie i czytaniu książki Deana Koonza jednego z mych ulubionych autorów, aż tu nagle BUMERANG powrócił ze swej tajemniczej podróży i walnął mnie z całym impetem w potylicę. Stało się to podczas wieczornego relaksu przy kompie, rozmów na gadu i słuchania muzyki. Co mnie podkusiło - nie wiem - nagle odczułam nieprzemożną chęć dowiedzenia się co ona tak dokładnie śpiewa w "Unfinished Sympathy" (mojego ukochanego Massive Attacku). No i weszłam na odpowiednią stronkę, przeczytałam tekst i.. powróciły wspomnienia oraz wszystko co się z nimi wiąże- dławienie w gardle, nadaktywność kanalików łzowych (nie mylić z płaczem - to tylko w skrajnych przypadkach), ogólne przygnębienie. I na co mi to bylo..?

No to... zaczynamy!
Autor: magrat
06 lutego 2004, 13:59

     Na wstępie chciałabym wyjaśnić powody, dla których zabrałam się w ogóle do pisania bloga.

      Powód nr 1 - chęc odreagowaia stresów i problemów, które ostatnimi czasy wyjątkowo się spiętrzyły (a zwłaszcza jeden istotny, nie dający mi spokoju- ale do tego jeszcze wrócę i to nie raz), powód nr 2 -nagła wewnętrzna potrzeba nawiązania bliższego kontaktu ze swoimi znajomymi (często nie wiedza zwyczajnie co sie u mnie dzieje, z różnych przyczyn - jedną z nich jest to, że nie mam po prostu czasu by się z nimi spotkać), 3 - ciekawość, chęć sprawdzenia się, swojej wytwałości i.. takie tam ;)