Z cyklu: "A u nas na zakładzie..."


Autor: magrat
01 marca 2004, 10:40


      

        W czwartek wraz z Asiołem odwiedziłyśmy instytut, lub też innymi słowy byłyśmy "na zakładzie" (jak nasze miejsce pracy nazywa "nasza" sprzątaczka pani E.). Wizyta miała na celu: spotkanie towarzyskie z szefową i V-ce szefową (na szczęscie pod naszą nieobecność nic ciekawego w IA i E się nie wydarzyło i żadne większe afery nas nie ominęły). Poza tym dostałyśmy zapewnienie o trzymaniu przez Izę naszych miejsc pracy oraz uzyskałyśmy, mniej więcej mglistą datę możliwego na nie powrotu (prace archeologiczne zaczną się prawdopodobnie na początku marca i będzie można wziąć się za "obróbkę" materiału). No i mam w końcu "Podręcznik kierowcy", acha... miałyśmy również dowiedzieć się jakichś ciekawych rzeczy na nasz temat, które to podobno opowiadała p. Krysia (portierka - druga "nasza ulubiona" postac z pracy, niedawno nawet zdetronizowała panią E., wysuwając się tym samym na prowadzenie na naszej liscie osób lubianych inaczej). No ale niestety Arletta (nazywana również przez nas pieszczotliwie Małą Czarną Po Turecku) zaniemogła z gorączką w wyrku, więc na razie musiałyśmy okiełznać swą żądzę sensacji.

        Baj de łej (trzymając się historii zakładowych) mamy w instytucie taką małą tradycję polegającą na świętowaniu wszystkich naszych imienin, które tylko zostały zapisane w taki jednym kalendarzu, co to wisi u szefowej. Świętowanie polega na tym, że solenizantka zobowiązana jest przynieść jakieś ciacho (najlepiej własnoręcznie upieczone) no i wraz z resztą "wtajemniczonych" przystępuje się do jego spożycia, przy herbatce, kawce tudzież plotach i ogólnym relaksie. Nie powiem, tradycja całkiem przyjemna gorzej jak ktoś - tak jak ja - ma według kalendarza imieniny ok. 2 razy w miesiącu. Próbowałam parę razy nieśmiałego sprzeciwu, ale zostałam zbesztana przez Pasqdke, która również przoduje w częstotliwości przymusowego świętowania (że niby nie narzeka). No cóż - reguły to reguły i trzeba ich przestrzegać, jeśli chce się żyć w zgodzie z resztą naszej "wspólnoty" (albo jeśli wogóle chce się dalej żyć). Czasem w nagrodę z powodu tego niesamowitego wysiłku związanego z pieczeniem, bądź też kupnem ciasta dostajemy jakiegoś kwiata - i od razu jakoś tak się przyjemniej robi - w końcu mogłoby to działać w dwie strony, nie?

03 marca 2004
Arletto, juz za pozno - zostalas zdekonspirowana. ->Myje_Gary - tiramisu nie umiem, choc chetnie bym zjadla.. Za to moge upiec ciasteczka w ksztalcie nietoperzy z oczami z rodzynek ;)
Arletta
02 marca 2004
Małgorzrzrzałko nie podawaj mojego pseudonimu artystycznego na forum.Troszke dyskrecji(pliiiz). Poza tym-dziołcha masz talent
Myje-Gary
02 marca 2004
Moich imienin kompletnie nie ma,tatuś miał czkawkę jak wymyślał moje imię.Echm,a pieczecie kobitki tiramisu?
01 marca 2004
Ciasto hmm.. moze byc piernik bo szybki i latwy (z torebki-ostatnio leniwa sie zrobilam ;)ale bardzo dobry, albo murzynek? I jak by to powiedziec... ten.. napoje z procentami tez sie zdazaly -ale tak z kulturka, w malych ilosciach (i byly nawet wisnie ze spirytusu mmhm..)
01 marca 2004
Hm... skoro moje są aż trzy razy w roku, to ja też będę obchodzić każde z nich ;)
I dobrze, że przy herbatce i kawce, a nie napojach wyskokowych ;)
Asioł
01 marca 2004
"Pod naszą nieobecność nic ciekawego w IA i E się nie wydarzyło i żadne większe afery nas nie ominęły" Gocha!!!nie pisz takich rzeczy więcej bo ludzie pomyślą, że to my jesteśmy sprawczyniami wszelkich afer!!!! buahahaha poza tym jaka reklama pracy!! buahahah nic tylko węszą, plotkują i się obżerają buahahaha
moje_antidotum
01 marca 2004
To kiedy poczęstujesz ciastem? :)
xyz
01 marca 2004
Ooo jaka fajna tradycja z tymi imieninami! Zwłaszcza, że moje tylko dwa razy w kalendarzu. Trzebaby przeforsować u mnie...

Dodaj komentarz