We going through changes...
17 lutego 2004, 17:47
Zjazd zleciał błyskawicznie, niczym ten.. no coś, co jest bardzo szybkie (to pewnie dzięki przerwom na piwko). W niedziele byłam parktycznie tylko na jednych zajęciach, wykład z historii architektury sobie podarowałam (nie dość, że kończył się o 19.15 to jeszcze cały czas kobieta ciągnie architekturę romańską i gotyk - pokazując wciąż te same zdjecia - normalnie "Dzień Świstaka" )
Wybraliśmy się za to do knajpki "Nie ma mocnych", sciągnęłam przy okazji smsem, Wojtka (który sobie podarował cały zjazd -z niejasnych do końca przyczyn) z Kaśką oraz Sylwka. Wieczór obfitował w wiele ciekawych wrażeń , najpierw snuliśmy rozmowy na poważne i egzaystencjalne tematy, próbując odpowiedzieć na pytania - jak powstało życie, skąd się wziąl gatunek ludzki na tej planecie i jak nazwano szkielet najstarszego odnalezionego homo sapiens...? (przypuszczenia oscylowały w kierunku Ann, Annen, Annie(?) ;)) Tiaa... ludzie po paru browcach wykazują zadziwiający pociąg do rozmów na tematy, o których nie koniecznie posiadają jakieś większe pojęcie. Ale jaką się ma gadanę! I w ogóle od strony merytorycznej rozmowa wygląda zadziwiająco dobrze... heh....Wysiłek intelektualny jak wiadomo - męczący jest -więc zaczęliśmy grać sobie w pokera (nie, nie rozbieranego)- w kości (czego to Marta nie nosi w plecaku ;). A jak zbliżało się do zamykania knajpy, barmanka postawiła u nas na stole tależ z pączkami (stojący przedtem na barze) i kazała się częstować (nie trzeba nam było dwa razy powtarzać). I jeszcze Chłopak Z Za Baru puścił Massive Attack - ponieważ ja głośno opowiadałam, jaka to fajna muza leciała TU kiedy byliśmy za pierwszym razem (oczywiście Zmasowany Atak)- ma się ten dar subtelnego przekonywania :> .
Knajpka, choć ma całkiem fajny klimacik (i lubią nas tam :D), ma jeden bardzo istotny minus - zamykają o 22.00 (sic!), to niestety jakis wymóg (pewnie ta cisza nocna, czy coś), bo jest usytułowana w Domu Ekonomisty, w bloku mieszkalnym... A kiedy wracaliśmy już naszą wesołą gromadką, pod inną knajpą (Prohibicją) znalazłam opakowanie proszku do prania rzeczy białych "E" - co prawda lekko nadszarpniętę (proszek niczym śnieg przykrywał część chodnika), ale Kasia z Wojtkiem stwierdzili, że nie może się zmarnować (ciężki jest żywot studenta, jak się trzeba samemu utrzymywać i wynajmuje się mieszkanie we Wrocku) i postanowili się nim zaopiekować.
Poza tym na uczelni usłyszałam pewną historię (zajebiście dołującą) - totalnie mnie przygnębiła, dlatego nie chcę teraz o tym myśleć, ale opiszę to na pewno później... (a poza tym staram się skracać notkę jak mogę bo NIEKTÓRZY narzekają, że mają problem z czytaniem tak długich informacji.. hm.. nie wiem co o tym myśleć...)
Dziś miałam godzinę jazdy (miały być dwie, ale ten... godziny mi się pochrzaniły :P - ale dzwoniłam, żeby się upewnić, tylko nikt nie odbierał! Kurka, może mam jakiś zły numer..? hm.. musze to sprawdzić).
A rano poczułam potrzebę (nie do przezwyciężenia) zmiany swojego wyglądu. A, że tak darstycznych, jak dajmy na to powiększanie biustu-nie bralam pod uwagę, pozostala możliwość udania się do fryzjera. Nic wielkiego, małe przystrzyżenie włosów tu i ówdzie... Hmm... Właśnie wróciłam i... TADAAAM! jest spoko, troche.. nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, są dosyć krótkie a poza tym mi je wyprostowała, ale ujdzie.
Wytrzymam pewnie jeszcze jakieś pól godziny, po czym zaraz je zaatakuję grzebiebiem i przyczeszę po swojemu :P
Dodaj komentarz