This is how we do it.
24 lutego 2004, 11:23
Ewę nadgryzł spróchniały Ząb Czasu - by to uczcić urządziła imprezkę urodzinową. Przy okazji zrobiła małe zamieszanie z prezentami, gdyż z powodu przeprowadzki do nowego, własnego już mieszkanka, sporządziła listę przedmiotów jej w przyszłości niezbędnych. W końcu, po długich rozmyślaniach, z opresji wyratował mnie Mateusz (jej chłopak) i złożyłam się z nim na suszarkę (przyrząd od którego Ewa jest uzależniona) - czym sprawiliśmy jej radość i mam nadzieję zasłużyłam tym samym na dozgonną wdzięczność.
Odnośnie imprezek, to w niedawno zapowiadała się jedna, która miała być balem przebierańców. Niestety, nie wypaliło, gdyż organizatorzy pojechali w góry by wypocząć pojezdzić na nartach i ogólnie totalnie się sponiewierać. Trochę szkoda mi tej impry- moi znajomi z roku - stali bywalcy tych wesołych spotkań- zdążyli się już na nią napalić, ja zresztą też. Zwłaszcza, jak sobie przypomnę co ciekawsze momenty z poprzednich... (niektórych, podobno równie interesujących - nie pamiętam).
Jedna z imprez, której organizatorami byli Wojtek (alias KWŻ-et) z Markiem (vel Alien), nazwijmy ich znajomymi z Żagli- nosiła tytuł "Piżama Party". Co bystrzejsi mogą się zorientować, że chodziło o to, by napić się piwa potańczyc i robic to, co ogólnie się robi w takich przypadkach- tyle, że w piżamie. Klimat całego wieczoru był niesamowicie absurdalny i zachaczający o surrealizm. Kolega Wojtek, który nie założył piżamki nagle zapragnął ją mieć i zamienił się ubraniami z dopiero co poznaną dziewczyną. Najlepsze było to, że panienka miała na sobie różowy komplecik do spania wyposażony w obfitą ilość falbanek oraz jakieś zwierzątka (być może kotki) usytuowane na jej froncie. Widok, jaki przedstawiał sobą Wojtas po tej zamianie był, jak można sobie to wyobrazić- dość wstrząsający.
Wcześniej Marta wyszła z nim na stację benzynową, by uzupełnić zapasy piwa, wszystko było by zupełnie zwyczajne, gdyby nie to, że była ubrana w koszulę nocną. Nie muszę chyba opisywać jakie wrażenie zrobili na spotkanych ludziach, gdy uciekała przed Wojtkiem, który biegł za nią i wrzeszczał coś w stylu " Zaraz cię dorwę mała!!! " - podobno dostali nawet brawa od grupki kolesi stojących pod BP. Ja w sumie zachowywałam się z kulturką i bez ekscesów, no ten.. podobno tylko próbowałam w łazience zdjąć z kolegi spodnie - ale czuję się usprawiedliwiona - bo to były moje spodnie!!! (pominę milczeniem to jak się one na nim znalazły - ale to nie to, co by można było sobie pomyśleć ;))
Za to w zeszłym miesiącu, na urodzinach Marka, już mocno dziabnięta, dostałam od niego (czyli jubilata) propozycję, żeby porozmawiać z jakimś Potrugalczykiem przez telefon. Chodziło o to, żeby wcisnąć gościowi kit, że mi się podoba i w ogóle, że go kocham, ale po polsku (bo ni w ząb nie rozumie). Koleś podobno był niezłym kasanovą i niemal co dzień zarywał jakąś panienkę. No a ja oczywiście wiele się nie namyślając - chwyciłam podaną słuchawke i dalej- nawijam do niego. Tu krótki przebieg tej rozmowy :
- Portugalczyk - Hello?
- Ja - muszę ci coś wyznać..
- P. - Who's talking?
- Ja - strasznie mi się podobasz, widziałam cię kiedyś na uczelni...
- P. - ja nie rożumiem...
- Ja - szedłeś korytarzem w moją stronę, to była miłość od pierwszego wejrzenia...
- P. - I know you?
- Ja - kocham cię!!!
- P. - ja nić nie rożumiem... (coraz bardziej zrozpaczony)
- Ja - (żałośnie) - nie rozumiesz??? Ja cię kocham a ty nie rozumiesz??? Łamiesz mi serce...
Biedny facet, zrobiło mi się go żal... o coś się jeszcze pytał, ja się trochę zdezorientowałam, jeszcze mamrotałam, po czym straciłam inwencję i odłożyłam słuchawkę.
Ogólnie pośmialiśmy się, no i były jeszcze nocne przebieżki (przy temperaturze -14 C. i w rytm "Eye of thr tiger"), które miały ze mnie uczynić komandosa, ale nabawiłam się tylko zadyszki i ech... nie dla mnie kariera w Komando Foki...
Dodaj komentarz