Cumulonimbus na niebie - pogoda się zje...*...


Autor: magrat
19 kwietnia 2004, 18:10


            Brak czasu daje się we znaki. Jakoś nie mam go na tyle dużo, by wstawić tu nową notkę, ale z drugiej strony tracę go na obijanie się. Totalny brak organizacji, lenistwo i degrengolada. A opisywać, to w sumie jest co, bo moje życie obfitowało ostatnio w sporo wydarzeń, choć niekoniecznie wszystkie były pozytywne. Tydzień, choć zaczął się obiecująco i nastrój wykazywał tendencję wzrostową, to w okolicach czwartku nie wyglądało to już tak różowo (samopoczucie oscylowało w kierunku: łup w łeb, kopa w rzepkę, sztylet w nery wszystkim, którzy się narażą - a zwłaszcza Takiemu Jednemu Panu.
           Taki Jeden Pan - na I roku starał się o moje względy i zainteresowanie, a że elokwencją i fizycznością nieułomną  bozia go obdarzyła - więc mu się to udało. Zapewne, nie bez znaczenia był również w tym wypadku, mój masochistyczny pociąg do inteligentnych, błyskotliwych, sarkastycznych egocentryków. Zaczęło się od pożycznia notatek AKURAT ode mnie, "przypadkowego" przejeżdżania obok mojego domu, połączonego z wyciąganiem mnie na piwo, bądź wpadaniem na kawę, sms'ami, telefonami ok. 2.00 w nocy, etc. etc... Zaczął się we mnie nawet rozwijać zalążek uczucia, jednak... coś w tym wszystkim było nie tak... Zaczęłam dostrzegać jego niezdecydowanie... Na obrzeżach umysłu kołatała się myśl, że koleś ma chyba dziewczynę, choć nigdy o tym nikomu nie wspominał (a już na pewno nie mnie) i jakoś tak nie halo było się o to zapytać, po półtora miesiąca znajomości. Zwłaszcza, że w swej prostodusznej naiwności jakoś nie wierzyłam, że można wyprawiać takie cyrki (patrz śmiałe kroki w kierunku innej osoby, mające na celu maksymalne zbliżenie się do niej), gdy się jest w związku. Moje przypuszczenia okazały się słuszne, przekonałam się o tym w dośc drastyczny sposób - zobaczyłam ich po prostu razem, przez przypadek, na jakiejś imprezie, na której miało mnie nie być. Potem dowiedziałam się, że z dziewczyną tą był już w szczęśliwym związku od 8 lat i nic nie zapowiadało, by miało się to zmienić.
       Trwało jakiś czas zanim się pozbierałam. Po tym doświadczeniu podjęłam radykalne i zdecydowane kroki, mające na celu odsunięcie się od tego osobnika. Udało mi się zdławić owe zalążki w zarodku, a nawet znielubić wcześniejszy obiekt westchnień, zwłaszcza po jego następnych, skandalicznych jak dla mnie wyczynach - cienka jest granica...
       Kolejną (i to w znacznie bardziej zaawansowanym stopniu) ofiarą TJP była moja bliska koleżanka z grupy - M. Mimo moich ostrzeżeń, właściwie na własne życzenie (jak sama zresztą przyznaje), wpadła po szyję we wnyki, jakie na nią zastawił. Ona kocha niesamowicie, owładnięta toksyczną miłością, on twierdzi, że ona go strasznie pociąga (no bardzo na miejscu wyznanie w tym wypadku) i wykorzystuje to bez żenady przy każdej okazji. No ma facet tupet (i nie mam tu na myśli małej peruki, przykrywającej czubek męskiej głowy). Do całej sprawy mam ambiwalentny stosunek, z jednej strony powoduje u mnie zwyczajny niesmak, z drugiej poczucie żalu i solidarności z M. Ale to jeszcze nie koniec opowieści. Niedawno TJP poinformował nas, że bierze ślub, oczywiście ze swą wieloletnią dziewczyną (która notabene wie, że jest, była i prawdopodobnie będzie zdradzana, ale najwyraźniej nie stanowi to dla niej problemu, który przeszkadzałby jakoś istotnie, przy wyjsciu za mąż za takiego człowieka).
        No i w końcu przybliżamy się do teraźniejszości, obraz się wyostrza...:

        Jest ŚRODA, TJP bierze ślub w SOBOTĘ, siedzimy z M. w knajpie, przychodzi TJP.On nie spodziewał się mnie, ja jego, przez dłuższy czas panuje konsternacja, przeciągają się chwile wypłnione milczeniem, rozmową o niczym. Nagle M. wstaje i na chwilę odchodzi od stolika - w tym momencie Taki Jeden Pan wypala:
- TJP - Mam dosyć ukrywania moich prawdziwych myśli, dosyć mówienia tego, czego oczekują  inni...
- Ja  - No nie łatwo jest zrezygnować z konwenansów, ale do czego zmierzasz?
- TJP - Ty zawsze byłaś taka zajebiście ułożona i poprawna...
- Ja  - No proszę, tak mnie odbierasz? Ale przejdź do rzeczy, bo widzę, że masz mi coś do powiedzenia.
- TJP - Kiedyś odsunęłaś się ode mnie, sama tak zdecydowałaś, uważałaś, że to będzie słuszne i nawet kurwa nie zapytałaś mnie o zdanie.
- Ja  - ?!
- Ja  - ...
- Ja  -   Lepiej będzie dla nas wszystkich, jak tego nie skomentuję. Do wracajęcej M. - to ja już pójdę, porozmawiajcie sobie, nie będę was krępować swoją obecnością.
- TJP - Zostań...
- Ja  -   do M. -  Trzymaj się! - Do TJP - Wszystkiego dobrego, na nowej drodze życia.

    Reszty tej przemilej konwersacji Wam i sobie oszczędzę, myślę, że przytoczony fragment w wystarczającym stopniu naświetla sytuację.
       
       Do ewentualnych producentów oper mydlanych: chętnie sprzedam prawa do tej fascynującej, pełnej burzliwych namiętności historii. Mogę ją oczywiście podrasować jakimiś wątkami kazirodczymi, cudem odnalezionymi dziećmi porzuconymi w lesie i wychowanymi przez borsuki. Dodam kilka podstępnych bliźniaczych sióstr, no mogą być też bracia.. O mam! - ogólny atak klonów, sex, mordobicie i afera satanistyczno-apokaliptyczno-szpiegowska. Mam jako takie pojęcię o tym, co medialne, więc oglądalność powinna być zadowalająca...

P.S. Acha... i mam chwilowe (mam nadzieję) problemy z neostradą - umowa mi wygasla, po ciężkich przeprawach (niech żyje telekomuna) podpisaliśmy nową - ale to już zupelnie inna historia...  
________________________
* No, że się zepsuje.
  
 

23 kwietnia 2004
Ale kapibary to fajne są... widziałam taka jedną kapibarę w ZOO niedawno - zdecydowanie dobrze jej z pyska patrzyło ;)
23 kwietnia 2004
Przeczytałam Twój komentarz i zatkało mnie. To takie miłe, że aż nie wiedziałam co odpisać (: Ale coś muszę, bo poczułam się bardzo fajnie. Gdy humorek czasem nie dopisuje to żałuję, że dążę w tym optymistycznym kierunku, ale w tej chwili cieszę się z tego i mam nadzieję, że tak zostanie. Dziękuję, wieeelki buziak :* Idę się szykować, bo szkoła, ale później przeczytam twoją notkę (:
LOVING
23 kwietnia 2004
Szczerze i z szacuneczkiem piszę! W dłuższej wolnej chwili przeczytam ta mega notke i wstawie cieplutki komentarzyk. Jakos mam teraz lenia hi! Pozdrawiam...
22 kwietnia 2004
Hyhyhy, ale kolega bezbłędny, nie ma co :)
Myje-Gary
21 kwietnia 2004
Ależ kapibara z tego samca!
21 kwietnia 2004
->Winiet vel Ernest - ależ skąd, gdzież bym śmiała przypuszczać, żeś porywczy - argumentacja siłowa na ostatnim miejscu, jak podejrzewam ;) A tak serio, to wiele osób miało mu ochotę (że sie tak wyrażę) sklepać maskę. Chłopak miał jednak sporo szczęścia i jak na razie udało mu się tego uniknąć, chociaż ktoś jednak w końcu straci cierpliwość... A jeśli chodzi o Tę Osobę z mojego komentarza u Ciebie, to wielce skomplikowana sprawa mająca początek 2 lata temu (a w życiu bloga jej opis zawiera kilka notek z lutego) i chwilowo na zachdzie bez zmian. ->Kontestator - ehh.. zasmuciłes mnie, tak liczyłam, że to będzie przebój. -> Pasqdka - ok zapamietam (rozumiem, że on nie ma nic do gadania:>)
21 kwietnia 2004
-->Droga Magrat, psychologiem jestem raczej domoroslym aczkolwiek nie kryje, ze musialem z tego zdac kilka egzaminow a nawet przez chwile sie ta dziedzina wiedzy interesowalem, jednakze do tak banalnych wnioskow wiedzy specjalnej nie trzeba. Skoro mowisz ze szczesliwy nie bedzie, to starczy \"olac\" tego przykrego czlowieczka.. nie mam zamiaru kryc ze komus tak denerwujacemu bym chetnie.. cos tam (co by nie wyszlo ze jestem impulsywny :)). A odnosnie komenta u mnie to nie wiem czy nalezy jedynie czekac, nie znam uwarunkowan ze sie tak wyraze. Moze trzeba sprobowac ? Jak sa jakiekolwiek szanse to warto.
pasqdka
21 kwietnia 2004
jakbyś reflektowała na romans z żonatym facetem to polecam Młodego:))
21 kwietnia 2004
Muszę Cię rozczarować. Na podstawie Twojej opowieści już powstał scenariusz na program telewizyjny ! \"Trzy serca\" się to coś nazywa.
21 kwietnia 2004
->Drogi Winiecie- albo wyciągnąłeś dobre wnioski z tej notki, albo jesteś dobrym psychologiem, albo jedno i drugie :) Zapomnialam jeszcze dodać, że ten pan jest kompletnym frustratem pozbawionym krztyny samoświadomości (choć dobrze się maskuje, na pierwszy rzut oka) Jeden mój znajomy podejrzewa go nawet o schizofrenię. Asiolku -> dobrze, że mi nie współczujesz, bo nie trzeba - było minęło, można się tylko nad takimi ludźmi litować - ja wiem, że szczęśliwy, to on nigdy nie będzie.
Asioł
21 kwietnia 2004
Faceci to... yyy... powinno tutaj paść określenie świnie, ale świnie są zbyt kochane (różowe są i zakręcone ogonki mają :))... no ale są wyjątki. tak naprawdę to nie współczuję Tobie Małgorzato, bo ciesz się, że to nie ty za jakiś czas bedziesz uzerać sie z kochankami, tylko tamta laska...więc jej współczuję. jak można być taką ślepą i głupią? nigdy chyba tego niezrozumiem.. chyba że i ja zgłupieję :P dbaj o Klina, bo dobry klin nie jest zły :) joł!
21 kwietnia 2004
albo ten koles jest niezrownowazonym emocjonalnie debilem albo lubi takie gierki (co tez zle o nim swiadczy) albo jedno i drugie albo sie myle albo.. dobra, starczy tych albo
20 kwietnia 2004
->Solei - sie żegluje (choć sporadycznie), to sie wie ;) ->Moje_antidotum -mnie też i na szczęście przebrzmiałe to już emocje. ->Tusiai - też się zastanawiam skąd się biorą, i w której chrzczą ich parafii...
19 kwietnia 2004
Ja to nie wiem czy przez takich ludzi powinnam płakać, śmiać się, czy po prosty załamać ręce i zastanowić skąd oni się biorą ?
moje_antidotum
19 kwietnia 2004
Co nas nie zabije to wzmocni. Mnie wzmocnilo.

Dodaj komentarz