bryndza
29 sierpnia 2004, 15:13
Ku memu zdziwieniu i ogólnemu niezadowoleniu okazało się, że ideałem NIE jestem - wprost niesłychane... Nie przebrnęłam przez ostatni etap wyścigu szczurów, wyścigu do pracy. Naczytałam się o niesamowitej potędze podświadomości, uwierzyłam w siebie, zaopatrzyłam w pozytywne nastawienie do życia i myślałam, że mi się uda - śmieszne prawda...? Kolejny cios, kolejna porażka, trochę już za bardzo przygniotła ciężarem do ziemi. Dwa dni zmarnowane, na próżne żale - bo tak mi zależało, że właśnie TAM, właśnie teraz, z tymi ludźmi - doskonale wiem, że druga taka szansa się już nie powtórzy...
Poza tym osobliwa King'owska* przypadłość jeszcze się nasiliła - unikam bliższej styczności z komputerem z różnych przyczyn. Nagromadzonych wspomnień nie uwieczniam, gorycz niedawnej klęski jeszcze czasem przebija słodycz beztroski i zabawy, chwil spędzonych z przyjaciółmi. Piszę mało, czym skazuję się na towarzyski ostracyzm w blogowej społeczności. Poza tym, co ciekawe odczuwam nawet coś na kształt poczucia winy, wyrzutów sumienia, że mało mnie tu ostatnio - a świat się przecież nie zawali, bo są ważniejsze sprawy, które też zaniedbuję i odkładam, spycham na dalszy plan - konsekwencje mogą być opłakane. A im dalej tym trudniej, dlatego narzucę sobie odrobinę samodyscypliny, będe wracać na łono naszej małej internetowej enklawy. Najpierw powoli, małymi kroczkami...
_______________________
* ale nie od drogiej Kingi zwanej Naamah. Choć z drugiej strony, jak by się tak zastanowić, to ostatnio... ;)
Dodaj komentarz