Najnowsze wpisy, strona 5


Najwięcej witaminy...
Autor: magrat
19 maja 2004, 12:31

           Dziś będzie o płci pięknej zwaną, lecz nie będę się w charakter i inne wewnętrzne organy zagłębiać, bo chodzi tu li i tylko o jej zewnętrzną stronę - powłoką cielesną zwaną. O panach być może też wkrótce napiszę, by nie poczuli się pominięci i by podjąć dyskusję ze współblogowiczkami. A na razie, jak sądzę pewnie bardziej zainteresowani będą męscy reprezentanci naszego blogowego światka.
           Wiadomym jest, że mężczyźni patrzą na kobiety zupełnie inaczej, niż my na inne przedstawicielki naszego gatunku. Oni patrzą na nas przez pryzmat pożądania, a my bez szczególnych emocji, ewentualnie lekutko dźgane uczuciem zazdrości, wynikającym z chęci posiadania takich bujnych włosów, czy np. zgrabnych kończyn dolnych.
          Temat rzekomej (bądź i faktycznej) wyróżniającej się na tle innych nacji urody polskich kobiet, często mnie zastanawiał. Chwile refleksji wywoływały peany na ich cześć (a raczej naszą, - a co!, bo w końcu i mnie więzy krwi jakoś łączą) artystów maści wszelakiej odwiedzających nasz kraj, z całej Europy (a także innych odległych miejsc). Słuchając tych zachwytów często pierwszą reakcją było - taa... jasne - pitu pitu, facet, nie kadź - wszędzie mówisz to samo... Ale były też głosy od zwykłych (nie sławnych) cudzoziemców, którzy swymi wybrankami uczynili właśnie nasze rodaczki i nie ukrywali, że ich uroda nie pozostała przy tym wyborze bez znaczenia.
           A niedawno znajomi wrócili z pracy, z krajów Beneluxu zwanymi, i sami wbudzili moje zainteresowanie (i nie ukrywam oburzenie, patafiany jedne... Na usta cisnęło się pytanie - a chcesz łup w łeb?) niewybrednymi dowcipami w stylu - jak rozpoznać, że przekraczasz granicę niemiecko - holenderską? (dla zainteresowanych - bo można zacząć odróżniać kobiety od krów. Grr...) Ale dzięki nim mogłam skonfrontować oblicza krajanek z niekrajowymi i na podstawie ich żywych jeszcze wrażeń (oraz własnych, z kilku wakacyjnych wypadów) wyciągnąć wnioski.
           W Belgii i Holandii - Szantrapy podobno przerażające. Może za opis posłuży tu krótka informacja z relacji kolegi, którego podrywała taka potwora, że do dziś, w nocy budzi się z krzykiem (a była tą ładniejszą z koleżanek).
           W Zjednoczonym Królestwie, konkretnie w Anglii sami możemy się zorientować, że też nie jest szczególnie interesująco.  Wyspiarze nie porażają pięknem, co być może po części spowodowane jest tym całym chowem wsobnym, czego indealnym przykładem jest jedna z czołowych postaci rodziny królewskiej - czyli księciunio. Jak na ironię, chęć zachowania czystości błękitnej krwi obróciła się przeciwko nim (i nie mam tu na myśli tylko wyglądu, ale szereg innych poważnych spraw związanych z genami).
           Za naszą zachodnią granicą, no cóż można powiedzieć - natura też nie szczególnie się popisała. Kobitki może nie mają nakazu wychodzenia z domów tylko po zmroku, ale widać, że panuje tam dość wysokokaloryczna dieta. No i stereotyp ENERDOWSKIEJ PŁYWACZKI też musiał mieć jakieś podstawy do zapoczątkowania egzystencji, w naszej kulturze językowej (chciaż jak dla mnie, to chyba wszystkie pływaczki odznaczają się podobnymi gabarytami).
           Grecja, dla Słowianek też pod tym względem, dużego zagrożenia i konkurencji nie stanowi (naocznie się mogłam przekonać). A mój ojciec, po ostatnim wyjeździe (gdzie część wycieczki spędzili z rodzicielką, w towarzystwie polskich licealistów), co i rusz, był pytany (przez przedstawicieli geckiej płci męskiej, z tęsknotą w oczach), z jakiego to kraju pochodzi, że w takie piękne kobiety obfituje (kraj oczywiście, a nie łociec).
           W słonecznej Italii - babeczki, z tego co pamiętam były naprawdę ładne, i byłam gotowa ich bronić (powodowana solidarnością jajników i innych takich tam kobiecych cech) przed tymi szowinistycznymi krytykami. Znajomi wytrącili mi jednak oręż z dłoni, gdyż przyznali mi rację mówiąc, że młode to taaak... fajne są, ale do 30 roku życia. No fakt... To ciekawe, nie wiem co się dzieje z nimi po przekroczeniu tej magicznej granicy, ale z nieznanych mi do końca przyczyn nagle: tyją w oczach (tudzież w udach i innych newralgicznych miejscach), marszczą się jak rodzynki i robią potwornie krzykliwe. To słońce, jak widac również ma dwa końce i do tego ciemną stronę.
          Także drogie babeczki, nawet jak to wszystko traktować z przymrużeniem oka i podzielić przez 2 (a wielbiciele arytmetyki mogą też odjąć 3 i pomnożyć przez - 4) to i tak wypadamy nieźle na tle innych nacji. Lica słowianek piękne, jagody na nich rumiane... - no drogie krajanki - tylko zdobywać świat i powalać na kolana własną urodą. A do panów uwaga, że cudze chwalicie, swego nie znacie... Docencie swoje szczęście (niejeden latający Holender może wam pozazdroscić) i swoje rodaczki czasem jakimś miłym komplementem. Najlepiej pomysłowym i nietuzinkowym. Bo jak nie, to wszystkie wam wyemigrują dowartościowywać się w tych wszystkich zagramanicznych miejscach!
      

"Pewne układy proste mogą się zachowywać...
Autor: magrat
14 maja 2004, 01:24

"Pewne układy proste mogą się zachowywać w nieoczekiwany sposób, natomiast w układach bardzo złożonych można wykryć całościowe uporządkowanie, będące zaprzeczeniem lokalnie panującego nieporządku. Nie ma ściesłej granicy między nieporządkiem a uporządkowaniem."


           Właśnie skończyłam oglądać "Efekt motyla". Jestem pod wrażeniem, naprawdę niezły film. Nachodzą mnie różne refleksje i są natarczywe...
           A poza tym zaczęłam się uczyć - tak, jestem z siebie dumna. Co prawda, robię to na razie niezbyt systematycznie, a poziom skupienia i cierpliwości mam chyba niższy niż u 4-latka, ale się staram. Naprawdę. Tylko strasznie to trudne, bo - to zachciewa mi się sprawdzić, czy coś ciekawego w TiVi puszczają (wyraz "ciekawego" powinnam chyba w cudzysłowiu umieścić), to trzeba sobie herbatki doprodukować, to płyta w odtwarzaczu się skończy (a, że słuchana już któryś raz z rzędu, trzeba wygramolić sie spod Wójcika i jego historii nowożytnej), albo ktoś czegośtam chce, tudzież odczuwam potrzebę by zajrzeć najednąsekundkę, co nowego na blogowisku.
           A na blogach peel stagnacji nie widać. Widzę, że wszyscy starają się bardzo, by z wiedzą i wbijaniem jej do mózgoczaszek (neurocranium) mieć jak najmniej wspólnego. Co tam matury... co tam zaliczenia i zbliżająca się sesja, zdążymy... spokojnie mamy dużo czasu, damy radę... Presja najlepszym batem... Na pewno... Wszystko będzie dobrze... (tylko nie to) Nie warto martwić się na zapas. Prawda? Powiedzcie, że tak!!! (3 wykrzykniki - to niemal histeria... tylko spokojnie, papierowa torebka, wdech i wydech....)
          Nie... Wy pewnie nie musicie, bo nie dość, że się uczyliście systematycznie przez cały rok, to już od 3 tygodni poświęcacie 5 godzin dziennie na naukę i jeszcze macie czas na prowadzenie bujnego życia towarzyskiego... Skąd ta determinacja, motywacja, sumienność i umiejętność_koncentracji, jak je zdobyć i gdzie kupić? Bo mi się kartki już skończyły. Zostało tylko: głupawe_poczucie_humoru, niekontrolowana_panika, nerwowy_śmiech i dezorientacja - ktoś się wymieni? A może by tak wampirem energetycznym zostać...?
         - tyyrluut! - (taki siemensowski sygnal smsowy) - Mam natychmiast zaprzestać maltretowania  umysłu, wsiadać w tramwaj i zjawić się na ostrowskim bulwarze. Jak nie przestanę się uczyć to dojdzie do eksplozji mózgu i w ogóle brzydka będę...
         - hm... faktycznie z rozbryzganą po ubraniu i ścianach szarą masą na pewno nie będzie mi bardziej do twarzy... Mam bujną wyobraźnię i ta wizja definitywnie mnie przekonała. Ostatnie spojrzenie w lustro (na szczęście nie zauważyłam nieodwracalnych postępów) i radośnie wyekspediowałam się chłodnawy już wieczór.
         - tyyrluut! - I prosimy o załatwienie jakiegoś ognia, jak możesz...
        No dobra, niech będzie, że jestem Prometeuszem...

          Po 30 min. na przejściu dla pieszych na Placu Dominikańskim...
     - jakaś starowinka - Halo! Przepraszam...
     - ja - ja też ale nie mam czasu...
     - starowinka - ale proszę wziąć te konwalie, bo padać zaczyna, a mi autobus ucieknie.
     - ja - nie.. dziękuję... ja się śpieszę a poza tym nie mam pieniędzy...
     - starowinka - ale proszę wziąć za darmo, bo jak nie, to je wyrzucę....
     - ja - wygrzebując ostatnie dwa złocisze - dobrze to ja je wezmę, proszę i dziękuję bardzo.
      

         I tak obładowana ośmioma pachnącymi bukiecikami ruszyłam, z uśmiechem na ustach, do mych spragnionych ognia przyjaciół. Po drodze obdarowując dwie zaskoczone zakochane parki i jedną kobitę z zakupami. Resztę między znajome grono rozdzieliłam, może nie po równo, ale sprawiedliwie!
    
         - Jeśli w środku dnia nieznajoma blondynka wręczyła Ci konwalie - to musiałam być ja.

         A taki interes mogłam zrobić - 10 min pod Galerią i na 2 piwa byłoby jak nic. (Zaraz, dlaczego ja to na alkohol przeliczam...? Niedobrze ze mną... nieeedobrze...)

Droga Kasiu...
Autor: magrat
10 maja 2004, 22:26

        Szanowna Pani pochodzę z małej miejscowości z dala od głównych centrów cywilizacji, dlatego ośmielam się zwrócić do Pani z prośbą o informację : Dlaczego ledwie się zaczęło, a już wystąpiły zgrzyty...?! Czy to musi być takie skomplikowane? (to nie jest pytanie retoryczne - może w końcu się dowiem...? - to już tak). Czy tak wiele wymagam... - trochę więcej szczerości i myślenia o tej drugiej osobie...(?) Czy są jakieś kursy - Jak Stać Się Egocentrykiem? (znam kilku przedstawicieli i nie wiem, czy uczęszczali, czy to samorodki)- bo mi by sie przydał. Za bardzo przywiązuje się do ludzi, za dużo o nich myślę - i jak się okazuje NIESTETY ma to destruktywny wpływ na moją osobowość, samopoczucie i wyniki w nauce. Czy wedle najnowszych badań naukowych istnieje życie po śmierci? Dlaczego nie mogę mieć w końcu trochę uczuciowego spokoju i stagnacji. Dlaczego portierka z IA i E nie odpowiada mi "Dzień Dobry" (czyżby widziała, jak jej pokazuje język po zamknięciu drzwi?) Jak się pozbyć tych cholernych małych wrednych i wszędobylskich stworzonek zwanych faraonkami (właśnie mi jedna po klawiaturze chodzi - może "Pi" oglądała, podstępna bestia...). I dlaczego ludzie, po przerwanym połączeniu telefonicznym napierdzielają w te widełki?

Proszę o rychłą odpowiedź.

-Zrozpaczona
(dane osobowe i adres do wiadomości redakcji)

Ezoteryczny Wrocław
Autor: magrat
07 maja 2004, 13:50

            Na wczorajszym, juwenaliowym koncercie Pidżamy Porno było krótko mówiąc w cyce (jakby to określił znajomy Asioła). Było tak nawet pomimo nieustających, rzęsistych potoków deszczu i ogomnego błotnego jeziora wytworzonego w standardowym miejscu - czyli tuż przy scenie. Błotko tak pięknie i malowniczo przyozdabiało spodnie i buty (a u co bardziej aktywnych nawet twarze) wszystkich uczestników imprezy. Iście woodstockowa atmosfera. Dzięki temu byliśmy potem rozpoznawalni "na mieście", jako Ci Co TAM Byli - czemu towarzyszyło poczucie dumy pozostające jednak w konflikcie z zakłopotaniem, spowodowanym katastrofalnym staniem odzienia. Sytuacja ta stworzyła jednak rodzaj więzi miądzy Nami, MŁODYMI, STUDENTAMI. W końcu poczułam, że tak naprawdę przynależę do jakiejś wspólnoty - i nie intelektualnej, mentalnej, czy światopoglądowej - ale do równie silnej Wspólnoty Ludzi Ze Spodniami Powalanymi Błotem, Ludzi, Którzy TAM Byli!.
            Po końcowym występie Piersi, tudzież Biustu impreza przeniosła się do tramwaju, gdzie nasza wesoła studencka gawiedź radośnie wyśpiewywała Repertuar Utworów Znanych - od hymnu unijnego, poprzez "Kolorowe Kredki", Kultowego Baranka i "Fantazję" aż po "Panie szofer gazu" (piosenka znana, jak widać nie tylko przez stałych bywalców wiejskich wesel).
          Nie obyło się też bez rozhuśtywania tego popularnego - niebieskiego - wrocławskiego - środka lokomocji, poprzez rytmiczne podskoki (nie koniecznie do taktu). Pan motorniczy wykazał się anielską wręcz cierpliwoscią i nie poprosił nas, abyśmy grzecznie spier... z jego pojazdu (a jednocześnie - nie można o tym zapominać - miejsca pracy) i dalej wesoło uderzali już z buta.

       - tu chciałabym oficjalnie i gorąco pozdrowić motorniczego z nocnej zmiany tramwaju linii 17 -  i niech wszystkie szyny będą dla pana proste.

        Taa... - jakby to powiedział Konti - inteligencja się bawi.

P.S. Wiadomość z ostatniej chwili - właśnie się dowiedziałam, że zastrzelili Waldemara Milewicza - cholera...
P.S. 2 Po tej wiadomości i notce Sanga, jakoś tak nie w smak mi było umieszczanie tu takiego rodzaju opisów. Na pogrążanie się w smutku jednak, też nie mam ochoty - za dużo tego ostatnio było... 

  Pozdrawiam i 3majcie się ciepło!

Gdy przedstawiciel Tepsy zapuka do Twych...
Autor: magrat
02 maja 2004, 14:33

         W czwartek świętowaliśmy z familią urodziny mego brata. Na ten sam dzien Tepsa zapowiedziała wizytę swego przedstawiciela, w celu przedyskutowania z nami możliwości obniżenia rachuków telefonicznych. Ale jakoś w ferworze zajęć wypadło nam to z głowy.
         Siedzieliśmy sobie w miłej, rodzinnej atmosferce, kuturalnie popijając vermutha z tonikiem i wcinając torcik. Słuchaliśmy opowieści ojca, który wspominał, jak w latach '80 (czasach cinkciarzy, przejmowania inicjatywy i dorabiania sobie na boku, na wiele rozmaitych sposobów) za magnetovid przywieziony z NRD dostał od jakichś sportowcow bez gotówki, (którzy wrócili właśnie z mistrzostw świata hokeja, odbywających się u naszego Wschodniego Brata) - zapłatę w formie 20 litrów wódki Stolicznej. Sportowcy zrobili spore zakupy, a następnie wkręcili je w autobus, a że mieli szczęście i trzepania na granicy nie było - przyjechali bogatsi o jakieś 30 litrów bardzo popularnego i poszukiwanego kiedyś trunku. Potem przez jakiś tydzień wydobywali ten radziecki produkt importowy z zakamarków autobusu i przynosili nam po 5 - 10 butelek do domu. (można by teraz pomyśleć - no taa... teraz wiadomo, dlaczego ta biedna dziewczyna tak żłopie to piwsko i grzybów w lodówce szuka, zamiast porządnie wziąć się do nauki - no nic dziwnego, skoro miała takie wzorce osobowe). Więc, tak gwoli jasności - żeby nie było, że z patologicznej rodziny pochodzę - alkohol NIE został przez mych rodzicieli spożyty - no przynajmniej nie cały (bo tylko 3 litry i to nie hurtem, a detalicznie, podczas jakichs spotkań towarzyskich) a sprzedany (i to całe 36 litrów, podobno na pieńku, dzień później).
      Więc tak sobie siedzimy i wspominamy... Gdy nagle:
- DING DONG - dzwonek u drzwi. (a właściwie DZYYYYYŃ!!!! ale ding dong jakoś lepiej się prezentuje, jeśli chodzi o tego rodzaju sygnał)
- Łociec - O raaany, to pewnie ten koleś z Tepsy. Marcin idz go jakoś spław, powiedz że mamy uroczystość, że voodoo odprawiamy, czy coś takiego...
- Marcin - otwierając drzwi - Dzień dobry, bardzo przepraszam ale my mamy właśnie uroczystość rodzinną...
- Pan - Dzień dobry, ale ja zajmę tylko chwilkę...
- Matka - wchodząc do przedpokoju - jeśli chodzi o to obniżenie rachunków, to my już próbowaliśmy zmiany taryfy, ale to się nam nie opłacało, a płacimy takie duże rachunki, bo mamy internet z neostrady...
- Pan - Achaa...
- Łociec - również atakując przedpokój - a poza tym, to  ostatnio mieliśmy przez Telekomunikację niezły orzech do zgryzienia, bo nagle sygnał neostrady został odłączony, bez uprzedzenia i nie wiedzieliśmy co się właściwie stało. Sprawdzaliśmy sprzęt, nie mogliśmy wykryć żadnej usterki, aż w końcu przypomnieliśmy sobie, że to właśnie czas kiedy miała nam wygasnąć umowa. Ale zachowali się jak typowi monopoliści, nie uprzedzili W OGÓLE, że nam odłączają ten sygnał, mimo, że obowiązywało ich (zgodnie z umową) miesięczne uprzedzenie o takim manewrze...
- Pan - No taak.. to w sumie w ich stylu... To się trzeba zgłosić do działu reklamacji... 
- Marcin - A wie pan co, jak pan już tu jest, to ja mam takie pytanie, o co chodzi z tym rachunkiem ostatnim, który nam przysłali, nie wiem, skąd sie wzieło to 40 złotych... - Mamo - przynieś proszę ten rachunek...
- Łociec - nie dając człowiekowi chwili wytchnienia - I jeszcze nie można było przedłużyć tej umowy, co ją zawarliśmy w zeszłym roku, chociaż w regulaminie było napisane, że będzie to możliwe. Musieliśmy zawrzec nową... To jakaśparanoja...
- Pan - A to dziwne... faktycznie...
- Marcin - Acha i jeszcze jedno, jest taka sprawa, bo nie wiemy, czy ten modem, za który zapłaciliśmy w zeszłym roku, to my musimy go oddawać? Bo właściwie dostaliśmy nowy, ale ten stary nam bardziej odpowiada...
- Pan - No raczej nie, skoro państwo za niego zapłacili...
- Matka - po wyczerpujących poszukiwaniach - o tu jest ten rachunek, widzi pan? No i skąd jest wzięło się to 40 złotych?! - zapytała, a właściwie zauważyła triumfalnie.
- Pan - No faktycznie, nie wiem... to trzeba się zgłosić do działu reklamacji... To ja już państwu nie będę przeszkadzał... - powiedział wycofując się chyłkiem w kierunku drzwi - Do widzenia!
- Do widzenia - chórek ze stołowego.
- Hyc - I tyle żeśmy go widzieli...

  Po chwili...

- Marcin - Biedny koleś, pewnie ma płacone od każdego klienta, z którym wynegocjuje zmianę taryfy, a my go napadliśmy ze wszystkich stron z takimi pierdołami...
- Dziadek - Jak hieny..
- Hahahahhahahha! - ogólna wesołość.
- Babcia - a może go trzeba było zaprosic na lampkę wina...?
- Ja - Szkoda jeszcze, że nie wpadłam do przedpokoju z obłędem w oczach i pytaniem - A wie pan co, może pan na to coś poradzi, bo jest taka sprawa, kot nam się zaklinował pod szafką w kuchni. No i nie idzie go wyjąć, ciągle tam siedzi, to już czwarty dzień, jak biedaczysko nic nie jadł. Ma pan może jakiś pomysł w związku z tym?
- Łociec - błyskawicznie łapiąc klimat - bo on się tam schował, bo przestraszył się dzwonka od telefonu, to wszystko przez Telekomunikację!
- Marcin - Właśnie, to ONI są za wszystko odpowidzialni!
- Ja - A czy sądzi pan, ze możemy wystąpić o odszkodowanie z tego tytułu? Kotek może mieć przez to trwały uraz na psychice... Pod warunkem, że w ogóle wydostanie się stamtąd żywy. Jak pan rokuje nasze ewentualne szanse w sądzie...?

    Prawdopodobnie przekroczyliśmy juz granicę obłędu i stworzyliśmy rodzaj logicznej struktury po jej drugiej stronie...