Progeria psychiczna nam raczej nie grozi...


Autor: magrat
19 lutego 2004, 20:51

 

 

      No tak.. wczorajszy dzień miałam praktycznie wyjęty z życiorysu - prawie cały przespałam i  nie zrobiłam niczego pożytecznego. Tak to jest jak się wraca do domu przed 8.00 (huehue - nawaleni wracaliśmy tramwajem, obserwowani potępiającym wzrokiem przez ludzi jadących do pracy ) Imprezka w Manhatanie rozpoczęła się ok 20.00, a skończyła przed 8.00 ( no niektórzy wymiękli wcześniej )- ja praktycznie prawie zdążyłam wytrzeźwieć.
    Za to kolega Sylwek poszedł na chwilę spać-"miał awarję kinematografu i zgasło mu światło" ;) Tak ładnie się wpasował w narożnik -przyjmując niemal pozycję embrionalną. Po czym wstał nagle po 30 min. i stwierdził, że musi być w domu przed 6.00... hm.. nie wyjaśnił czemu, pożegnał się i tyle żeśmy go widzieli. A piliśmy głównie piwko na koszt firmy (Marta stwierdziła, że ma trochę "nad kreskę" i może nam postawić :) ). No i jeszcze Wojtek przyniósł butelkę miodu pitnego, przynajmniej tak powiedzial... a tak się na niego napaliłam (znaczy się na ten miód - nie na Wojtka ) bo nigdy nie piłam... Tylko się potem okazało, że to zwykła NALEWKA MIODOWA -hmm..... - nie miała, że tak powiem zbyt szlachetnego smaku ;)
     A teraz krótka relacja z tego, co się dzialo, jak Sylwek stracił wątek - (specialnie na Twoją prośbę ;)) Więc najpierw rozmawiałam o czymś.. z Martą i Wojtasem (nie bardzo pamiętam o czym) Kasia w tym czasie dyskutowała o ze swoim znajomym. Potem grałam z nimi w łapki -w coś co idzie mniej więcej tak:
 O made made floore o made o made o madeo deo riki tkiki deo deo riki tkiki.... łan!.... tu!.... friii!!!
    Następnie znowu gra z Martą w łapki do kolejnej dziwacznej piosenki (?) z dzieciństwa, która brzmiała jakoś tak:
 Si si maj bejbi, si si maj bejbi, aj łan tu seeejbi, aj łatu seeejbi - aj łan tu si! - brzmi to jeszcze bardziej komicznie, jak się to zapisze... ;)     
    Uśmiałyśmy się z tego jak norki, a Wojtas po dłuższej obserwacji stwierdził, że wygłądamy jak 6-latki. Na koniec - żeby już tak kompletnie powrócić do lat - kiedy to dziecięciem byłam - zaproponowałam grę - nie wiem jak się nazywa - ale polega na tym, że na palcach obu rąk plątało sie kawałek linki, czy sznurka, a potem specjalnym chwytem przekazywało się ją (w innej konfiguracji -a było ich ze cztery) drugiej osobie. No normalnie ubaw był po pachy :D
   
    A wszyscy jesteśmy niby dorosłymi ludźmi...

21 lutego 2004
hehe - "kocia kołyska" hehe łasica hehe - chyba się zaciełam hehe... A tak serio to polecam- bardzo rozwijające zabawy (pograjcie sobie z Izą w pracy, żeby osłodzic tęskonotę za nami):)
Sylwek
20 lutego 2004
ooo Dżizess! to sie uśmialem... spadlem z fotela i umarłem. de facto fajnie sie wraca nad ranem i mowi do ludzi, ktorzy wlasnie wybieraja sie na osmio godzinną katorgę własnego ciala i ducha - DZIEŃ DOBRY!!! buheheh jestem okrutny! taś taś taś!!
Pasqdka
20 lutego 2004
ten sznurek nazywa się "kocia kołyska", dobrze, że nie wiedzieliście, bo już by was tu nie było!!!(można się zaśmiać na śmierć, czego przykładem są łasice, nawet blisko norek :))

Dodaj komentarz